poniedziałek, października 03, 2016
A Ty, co w sobie lubisz?
Witajcie!
Na początek mam jedno pytanie, otóż zadał Wam ktoś, wcześniej jedno z dość trudnych pytań?
Takie trochę "na opak"?
Każdemu z nas łatwo jest powiedzieć co w sobie nie lubi. To proste, przecież codziennie rano (tak samo jak i kilka razy na dzień) stajemy przed lustrem i widzimy siebie. Widzimy i oceniamy. Surowo, z czasem przymykamy oko na różne rzeczy i traktujemy siebie ulgowo. Tak jak byśmy kupowali bilet ze zniżką w kiosku ruchu. Potrafimy wtedy mówić o tym, co się nam nie podoba w tym odbiciu. Jednak, gdy przychodzi do chwalenia lub mówienia o zaletach - pojawia się wielka pustka w głowie. Wielkie nic, zero, woda z mózgu. Taka pustka, że aż słychać szum wiatru przelatujący z ucha do ucha.
Patrząc na tę sprawę z trochę innej strony: dlaczego ludzie wspominając swoją przeszłość potrafią opowiadać tylko o dobrych rzeczach, które ich spotkały? Wielki, czekoladowy tort, który upiekła Mama na nasze dziesiąte urodziny lub data awansu na stanowisko dyrektora w tak przez nas znienawidzonej firmie.
Dziwne, nie? Umiemy opowiedzieć o danej sprawie i podsumować ją - okej! Masz rację, wtedy było super, a stając przed lustrem (najgorszym moim zdaniem wynalazkiem ludzkości) napędzamy w sobie tylko kompleksy?
Dlaczego nie potrafimy stanąć przed naszym odbiciem i powiedzieć "kurde, ale mam ponętne usta i fajny tyłek? Albo zwrócić się do siebie "fajnie jest mieć taki uśmiech, jak Ty przystojniaku!" i puścić do siebie zalotne oczko?
Dlaczego nie umiemy powiedzieć co w sobie lubimy i jednocześnie cenimy?
Wywyższanie się nad innymi to niezbyt dobra cecha, ale podwyższanie swojej wartości - jak najbardziej tak. Nie musimy od razu chwalić się przed innymi zdanym na 5.0, niewyobrażalnie trudnym egzaminem na studiach. Tak samo drogimi perfumami z Louis Vuitton, które kosztowały dwie pensje Pani z kiosku.
Moim zdaniem dobrze jest chociaż raz dziennie uśmiechnąć się do siebie i szepnąć pod nosem "codziennie jestem piękna, no ale dzisiaj to już przesadziłam" (oczywiście celowo jest to wyolbrzymione w tym zdaniu ;-)). Zdrowo jest od czasu do czasu odstawić surową krytykę na bok i być dla siebie miłym. Oczywiście nie mówię tu o typowej wazelinie: "Kochana ale ty jesteś piękna, ładna, śliczna, cudowna i boska, dzisiaj znajdziesz swojego księcia z bajki, na różowym rumaku". No nie przesadzajmy, ale dwa czy trzy słowa pochwały nikogo jeszcze nie wpędziły do grobu.
Każdy z nas ma coś - cokolwiek co w sobie lubi. Nawet jeśli nie pokrywa się to ze zdaniem innych. Piękne szczupłe nogi, długie place "pianisty", czy nawet krótkie ale lśniące i zdrowe włosy.
Nie przesadzajmy z porównywaniem się do innych. To że ktoś ma bardziej wysportowany, szczupły brzuch, nie oznacza że nasze fałdki nie są SUPER. Powinniśmy zdawać sobie sprawę z tych słabych, ale również i mocnych stron, a tymi pierwszymi mniej zaprzątać sobie głowę.
Na koniec stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie na jedno zarąbiście ważne pytanie:
CO W SOBIE LUBIMY?
P.S. Jak Wam się podoba nowa odsłona strony?
Na początek mam jedno pytanie, otóż zadał Wam ktoś, wcześniej jedno z dość trudnych pytań?
Takie trochę "na opak"?
Każdemu z nas łatwo jest powiedzieć co w sobie nie lubi. To proste, przecież codziennie rano (tak samo jak i kilka razy na dzień) stajemy przed lustrem i widzimy siebie. Widzimy i oceniamy. Surowo, z czasem przymykamy oko na różne rzeczy i traktujemy siebie ulgowo. Tak jak byśmy kupowali bilet ze zniżką w kiosku ruchu. Potrafimy wtedy mówić o tym, co się nam nie podoba w tym odbiciu. Jednak, gdy przychodzi do chwalenia lub mówienia o zaletach - pojawia się wielka pustka w głowie. Wielkie nic, zero, woda z mózgu. Taka pustka, że aż słychać szum wiatru przelatujący z ucha do ucha.
Patrząc na tę sprawę z trochę innej strony: dlaczego ludzie wspominając swoją przeszłość potrafią opowiadać tylko o dobrych rzeczach, które ich spotkały? Wielki, czekoladowy tort, który upiekła Mama na nasze dziesiąte urodziny lub data awansu na stanowisko dyrektora w tak przez nas znienawidzonej firmie.
Dziwne, nie? Umiemy opowiedzieć o danej sprawie i podsumować ją - okej! Masz rację, wtedy było super, a stając przed lustrem (najgorszym moim zdaniem wynalazkiem ludzkości) napędzamy w sobie tylko kompleksy?
Dlaczego nie potrafimy stanąć przed naszym odbiciem i powiedzieć "kurde, ale mam ponętne usta i fajny tyłek? Albo zwrócić się do siebie "fajnie jest mieć taki uśmiech, jak Ty przystojniaku!" i puścić do siebie zalotne oczko?
Dlaczego nie umiemy powiedzieć co w sobie lubimy i jednocześnie cenimy?
Wywyższanie się nad innymi to niezbyt dobra cecha, ale podwyższanie swojej wartości - jak najbardziej tak. Nie musimy od razu chwalić się przed innymi zdanym na 5.0, niewyobrażalnie trudnym egzaminem na studiach. Tak samo drogimi perfumami z Louis Vuitton, które kosztowały dwie pensje Pani z kiosku.
Moim zdaniem dobrze jest chociaż raz dziennie uśmiechnąć się do siebie i szepnąć pod nosem "codziennie jestem piękna, no ale dzisiaj to już przesadziłam" (oczywiście celowo jest to wyolbrzymione w tym zdaniu ;-)). Zdrowo jest od czasu do czasu odstawić surową krytykę na bok i być dla siebie miłym. Oczywiście nie mówię tu o typowej wazelinie: "Kochana ale ty jesteś piękna, ładna, śliczna, cudowna i boska, dzisiaj znajdziesz swojego księcia z bajki, na różowym rumaku". No nie przesadzajmy, ale dwa czy trzy słowa pochwały nikogo jeszcze nie wpędziły do grobu.
Każdy z nas ma coś - cokolwiek co w sobie lubi. Nawet jeśli nie pokrywa się to ze zdaniem innych. Piękne szczupłe nogi, długie place "pianisty", czy nawet krótkie ale lśniące i zdrowe włosy.
Nie przesadzajmy z porównywaniem się do innych. To że ktoś ma bardziej wysportowany, szczupły brzuch, nie oznacza że nasze fałdki nie są SUPER. Powinniśmy zdawać sobie sprawę z tych słabych, ale również i mocnych stron, a tymi pierwszymi mniej zaprzątać sobie głowę.
Na koniec stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie na jedno zarąbiście ważne pytanie:
CO W SOBIE LUBIMY?
P.S. Jak Wam się podoba nowa odsłona strony?